Trudno jest żyć, jeszcze trudniej - umierać
Kolejny raz siedzę sobie, teraz nawet z rodzinką - przed niesamowicie ciekawym, wyjątkowym i wzruszającym, poruszającym nas gdzieś w środku filmem "Śmierć superbohatera"...
Umieranie jest niełatwe, trudne jest... to odchodzenie, wolne - ale nieuniknione, na zawsze. Mimo walki. Mimo protestów i pragnień bliskich. Ich starań...
Niezwykle odważny obraz a równocześnie, silnie i bezceremonialnie, głęboko wzruszający. Dla młodych i dla starszych. Samo życie, jak często mówię - samo mięso...
Ciepły i pokazujący wrażliwość jednych, bezradność innych - samotność i rozpacz wobec jakiej po prostu trzeba się odnaleźć i dookreślić. Poddać się jej??? Niekoniecznie. Walczyć do końca??? O, tak, zawsze...
Czy istnieje, czy może nam się zdarzyć w życiu, jakie nadal trwa po śmierci bliskich - zgoda na czyjąś śmierć i jej akceptacja... Nawet w przypadku postawionego wobec jej faktu rodzica, matki czy ojca, wobec odchodzenia chorego na nowotwór czy inną przypadłość dziecka...
Prawdziwy - jest brak doświadczenia, spontaniczne "gubienie się"...
I wiarygodny i "odpowiedni" w tym miejscu, w tej sytuacji...
Czy mamy trafić do czyśćca czy do nieba... to przecież ta myśl, myśl o wiecznej samotności, o byciu poza i... o stracie wszystkiego i wszystkich tu, teraz, zaraz, jest rzeczywistością jakiej nie sposób w sobie pomieścić.
Troska, o kogo... chyba o siebie.
O jakieś oddalenie, samotne bycie nie wiadomo do końca - gdzie.
Może o jakiś chłód czy gorąc (serca?) właściwy temu miejscu...
Może ta jego "nieokreśloność", tajemnica - gdzie będę, co tam odkryję, czy i jak w ogóle się odnajdę. Co jest tam, gdzieś, poza... To właśnie cała trudność do "przełożenia" na nasz, ludzki język - sfera pustki i samotności.
No bo jak inaczej to zobaczyć, dostrzec i umiejscowić? Kruche i nikłe... życie??? Tak mało ważne dla innych. Mało kogo obchodzi.
Niewielu lęka się jednak - odchodząc - tylko o siebie...
Najbardziej nie pasuje nam to "odchodzenie" i powolne, nieuniknione oddalanie się od innych. I to, że oni zostaną sami, oni odczują ten brak.
Brak nas...
Umieranie jest niełatwe, trudne jest... to odchodzenie, wolne - ale nieuniknione, na zawsze. Mimo walki. Mimo protestów i pragnień bliskich. Ich starań...
Niezwykle odważny obraz a równocześnie, silnie i bezceremonialnie, głęboko wzruszający. Dla młodych i dla starszych. Samo życie, jak często mówię - samo mięso...
Ciepły i pokazujący wrażliwość jednych, bezradność innych - samotność i rozpacz wobec jakiej po prostu trzeba się odnaleźć i dookreślić. Poddać się jej??? Niekoniecznie. Walczyć do końca??? O, tak, zawsze...
Czy istnieje, czy może nam się zdarzyć w życiu, jakie nadal trwa po śmierci bliskich - zgoda na czyjąś śmierć i jej akceptacja... Nawet w przypadku postawionego wobec jej faktu rodzica, matki czy ojca, wobec odchodzenia chorego na nowotwór czy inną przypadłość dziecka...
Prawdziwy - jest brak doświadczenia, spontaniczne "gubienie się"...
I wiarygodny i "odpowiedni" w tym miejscu, w tej sytuacji...
Czy mamy trafić do czyśćca czy do nieba... to przecież ta myśl, myśl o wiecznej samotności, o byciu poza i... o stracie wszystkiego i wszystkich tu, teraz, zaraz, jest rzeczywistością jakiej nie sposób w sobie pomieścić.
Troska, o kogo... chyba o siebie.
O jakieś oddalenie, samotne bycie nie wiadomo do końca - gdzie.
Może o jakiś chłód czy gorąc (serca?) właściwy temu miejscu...
Może ta jego "nieokreśloność", tajemnica - gdzie będę, co tam odkryję, czy i jak w ogóle się odnajdę. Co jest tam, gdzieś, poza... To właśnie cała trudność do "przełożenia" na nasz, ludzki język - sfera pustki i samotności.
No bo jak inaczej to zobaczyć, dostrzec i umiejscowić? Kruche i nikłe... życie??? Tak mało ważne dla innych. Mało kogo obchodzi.
Niewielu lęka się jednak - odchodząc - tylko o siebie...
Najbardziej nie pasuje nam to "odchodzenie" i powolne, nieuniknione oddalanie się od innych. I to, że oni zostaną sami, oni odczują ten brak.
Brak nas...
Komentarze
Prześlij komentarz