#Gdy czuję się niezrozumiana przez innych

#Gdy czuję się niezrozumiana przez innych - co zrobić?

Kiedy idę już emocjonalnie i duchowo sama przez życie, lub - kiedy jestem już sama... 
To jest tak, jak piesza podróż nocą po pustej drodze...


Sama piję kawę, słodzę ją tak, jak sama potrzebuję i lubię... dla siebie tylko gotuję, piorę tylko własne skarpety i jedno jabłko, mleko czy bułkę kupuję... lub słodką śmietankę do bułki.


Ja, mnie i mój - 
i tylko - dla jednej jedynej, siebie... Dla mnie jednego, ubogiego. 
Prostego. 
Dla Ja... dla Mnie.

Gdy wydaje się, że każdy następny dzień przyniesie tylko większą i coraz dotkliwszą pustkę, to tak właśnie jest. Wielkie “nic”, a niby - tak blisko - inni i wszystko.
Brak też mi ciekawego oraz oryginalnego wypełnienia dnia, i najbardziej - brak rozmowy. Więc tylko słucham. Głosów, stukotu. Głosów ptaków i zwierząt - bo są międzynarodowe. 
I brzmią wszędzie tak samo, i tak samo dobrze!
Cisza – i tylko to, wtedy - "cisza mnie" i "cisza mi", jakkolwiek chce polonista, mnie - jako człowiekowi wciąż "w uszach stoi, jest", tkwi, wypełnia je, i - żywo towarzyszy.

Są i inne uciążliwości. 
Tak oto:
Nie ma się z kim zjeść kawałka ciasta drożdżowego, bo ludzie unikają siadania obok. Czują się niezręcznie, inaczej z kobietą samotną, obok siebie - i z czasem - udają nawet, że nie znają, nie rozpoznają mnie na ulicy, choć niegdyś - bywało inaczej. Kiepsko jednak udają... 
Bardzo kiepsko, niewiarygodnie starają się, aby jakieś - kolejne - „nie” - delikatnie mi sprzedać. Mniej lub bardziej stanowczo je wyrazić, sprzedać mi niby "subtelny kopniak". 

Rzucić celnie słowem, jak ogryzkiem
Nie jeden z nich - zmełł kiepskie słowo - słowa... Tak też - "nie" podał się urokowi memu, lub może starał się nie poddać mu. Oddać też, ale - jakie - pytam, zadane mu razy, w człowieczym poczuciu krzywdy?

Czasem jest też tak, że jeden żart, cios czy krzyk, oburzenie- wywołuje trudne słowo, złe słowo a po nim też, złe samopoczucie, a w jego trakcie – szybką i nerwową odpowiedź. To jest właśnie i moja - celna i cięta - riposta… Mam w sobie taką błyskawiczną odpowiedź, nie myśl, lecz i nie ja - a jakiś duch mówi. Mam nadzieję, że ten Dobry Duch, Boży Duch, co nie daje mi doznać żadnej krzywdy większej, niż mogę ją wytrzymać, przeżyć, doświadczyć - cierpieć!!!
Za każdą - dziękuję Mu.

Przeżywam wtedy jakiegoś rodzaju "ukaranie odrzuceniem", komentarzem, specyficzną i trudną, zwykle - nieszczerą rozmową. Często naganą od bliskich i wykluczeniem mnie, przymusem pójścia za karę po medyczną pomoc i wsparcie. Naganą w pracy, wykluczeniem ze stolika na wyjeździe - obiadowego, gier, towarzyskiego. O zgrozo, razem z małżonkiem, wtedy i on czuje się winy, że mnie zna, że mnie ma, może raczej. No bo, czy zna??? Czy zna dobrze??? Naganą wzrokową, odwróceniem twarzy... fałszem w głosie. Brakiem cierpliwości czy akceptacji. Inną ruiną relacji... Ludzkim uprzedzeniem – i jakimś "jadem" w odpowiedzi. 

Mnie, niewiele szkodzi jad i ukąszenia żmij. 
Nie mam do świata zwierząt żadnych uprzedzeń.

Inaczej... Ja od ludzi, domagałam się i domagam, wiele. O wiele więcej, stąd może - mocno reaguję na zło i niesprawiedliwość, sądzenie i wykluczenia.

Na co jeszcze? Na oszczerstwa...
Odrzucenia i oszczerstwa, pytaniem: kiedy? jak? kiedy doświadczyłeś zła i nagany ode mnie, wyroków i nienawiści. Pomyłki w atrybucji. Pokątnych plotek, obmów i - z innymi, równie złymi, "namów" na ciebie, człowieku.

Kto miał w życiu tak, jak często ja, lub zna takie sytuacje z autopsji - i przeżył dotkliwe chwile i słowa, czasem tylko czy wielokrotnie z rzędu, i ten - co czuje to jeszcze na karku - zrozumie. Pojmie, empatycznie połączy się ze mną we współodczuwaniu, symbolicznym podniesieniu brwi: a... uhmmm. Wspominając trudne chwile, będzie czytając to czuł, wspominał, przeżywał. Przetrwał taką sytuację – i wie, jak nikt inny, jak potrafi ona boleć. 
Nikt z nas, dłużej, nie chce pozostawać w tak dotkliwej, bliskiej a bolesnej chwili, relacji – w takiej "przyjaźni" chylącej się jak sosna nad urwiskiem, w swego rodzaju koleżeństwie, znajomości czy miłości.

I wiem tu i teraz, że takiej relacji, boisz się!!! Czyż nie??? 
Ja często tak miałam, a czego więcej, co częściej – ano, takie i inne, coraz trudniejsze kolejne rozmowy!? Obawy przed nadchodzącymi. Antycypowałam je, wyprzedzałam je w czasie. Zdarzenia, relacje, sytuacje, obrazy... wreszcie całe wydarzenia. Szok!
Dla mnie... A dla innych, dla współrozmówców. Dla ludzi w podróży.
Dla ludzi w podróży przez życie, przez czas, przez tę samą przestrzeń - drogę, nie tylko z Compostelli ale w szkole, pracy, pociągu, tramwaju, autobusie, w korytarzu poczekalni do lekarza lub poczekalni dworcowej...

Najgorzej jest także z tym, gdy niezrozumienie towarzyszy moim codziennym kontaktom z bliskimi. 
Relacje są coraz bardziej płytkie, bezpłciowe, trudne i chłodne... Z czasem, stają się sztuczne, proste, bezsensowne, bezbarwne, nie cieszą - bolą!!!.
One oddalają nas, odsuwają ludzi od ludzi... Odrzucają...  


Niezrozumienie trwa, dla niektórych całe życie - do końca naszej drogi...

Jeśli się uwikłamy w zależność od obrazu jaki kreują inni. 
Co o nas myślą, jakimi nas “tworzą”. Młodzi ludzie są szczególnie wrażliwi na tę sytuację, bezbronni i naznaczeni nią.

Komentarze

Popularne posty