Nasze powiedzonka z dzieciństwa

"Co nas nie zabije... to nas wzmocni". Pamiętamy takie powiedzenie z młodości - z dzieciństwa o doświadczaniu trudności i przeżywanych troskach dnia codziennego. O tym, co trudne, co się nam wymykało spod kontroli. Z czym byliśmy konfrontowani w samotności... Odizolowani lub pozbawieni wsparcia. Rodzice tłumaczyli nam tak trudną rzeczywistość i to, że niestety - nie są w stanie nam pomóc, bo są daleko lub nie przy nas w tej jednej, przerażającej chwili... Ale duchem - oczywiście - są z nami... 

Jedyna prawda - i brzmienie tego hasła, tego związku wyrazów pozornie nie związanych przecież ze sobą to: "Co nas nie zabije, to nas nie zabije..."  Tyle jesteśmy w stanie wywnioskować z powiedzenia, które miało zbudować naszą siłę, hart ducha, niezniszczalność, niezależność... dać nadzieję, uruchomić pancerz, uzbroić go...

Ale też - odizolować od prawdziwych, czyli przeżywanych gdzieś głęboko - emocji: od  goryczy dziecięcego przerażenia, poczucia osamotnienia, strachu... Od bycia porzuconym. Czy dziś nie zaskakujemy tak innych? Nie przenosimy na nasze dzieci dziedzictwa, obiecując że jesteśmy gdzieś niedaleko i dajemy im oparcie, w gotowości ale w rezerwie... Równie nieprzygotowani co niezręcznie czujący się w tej sytuacji... Bladzi i osłabieni ze strachu - o siebie...

Nosimy w sobie to samo skiełkowane ziarno, pozostawione przez rys samotnego i wystawionego na ryzyko porażki i zranienia - dzieciństwa, młodości, doświadczający urazów i zadrapań. Kalecy - być może na duszy... Osłabieni w swej odwadze. Ukruszeni jak piernik. Z raną po strzale - w sercu...



Mniszki w Podwilku


Modlimy się: "Oby go Bóg pogromić raczył...". Wzywamy już Boga, nie rodziców. Bo na nich, nie zawsze wypadało, można było, oprzeć się. Czy w ich ramionach - odzyskać siły...   

Komentarze

Popularne posty