Ekstremalny cyber bullying

Co nam zostało po pandemii. 

Co pozostało w nas... 



W młodych ludziach, aktywnych w świecie cyfrowym, na portalach i w innych przestrzeniach dyskusji... a realnie, tak "na żywca" w klasach pomiędzy młodzieżą, zamęt. 


















To to zjawisko, które chcielibyśmy tylko oglądać "przez szybkę", tylko czytać o nim jak o bajce - badać, badać, i jeszcze raz badać... 


I aby słupki nie rosły, nigdy przenigdy. Czasem tylko z musu, gdy moda to nakaże, publikować wyniki.


Wciąż diagnozować... Pisać o nim skrypty i artykuły, robić naukowe kariery, dorabiać tylko teorie a nie mieć już praktyki. Przeliczać, ograniczać. 


Ale - jak...  



To "ono" trwa w formie bezpośredniej jak i pośredniej (tej "pozornie ukrytej" dla nauczycieli czy rodziców), dla każdego z uczniów.

Niedostępnej, czy tak naprawdę? Chowanej tylko przed nami (dorosłymi, tatą i mamą) pod kołdrami, poduszkami, wciąż mokrej od łez pościeli. Wykrzykiwane z poczuciem bezsilności...


Trwa niestety od dobrych kilku lat. 

Ta przemoc w każdej postaci została tu "na dobre", no właśnie... Czy naprawdę "na dobre" z nami????



Zaczyna się prostym sygnałem -  dziecko jest przez rówieśników nieakceptowane, ale wkrótce również poniżane, pomniejszane jest jego znaczenie, a sama osoba staje się "przeźroczysta", niewidoczna... niedostrzegalna, pomijana i przedrzeźniana. Wyśmiewane są jej wypowiedzi, słowa i gesty, jej wygląd, ubiór, ton głosu. Kolejno - jest coraz silniej poniżana, odpychana od grupy, notorycznie ignorowana, nazywana - określana coraz bardziej obrzydliwie. Krzywdzona, wykluczana przez uczniów z wszelkiej aktywności, ze wspólnych działań i przedsięwzięć. Wszystko co w klasie, dzieje się bez jej udziału - niby "poza nią". Omijają ją wyjścia, imprezy, wymiana koleżeńska, zaproszenie na wspólny weekend... Ognisko, klasowy wyjazd, wyjście... Najpierw przez przypadek, niby omyłkowo - potem już specjalnie. Komunikaty - padają prosto w twarz.
 
Powoduje to najpierw uczucie pustki i osamotnienia, zaskoczenie, kolejno - złe samopoczucie,  znaczące obniżenie samooceny i coraz niższe poczucie własnej wartości (bo w młodym wieku tak bardzo bazuje się na tym - co o mnie, nic - beze mnie).
 
Taka sytuacja - jeśli ma charakter przewlekły - odbierze szybko i tak już wątłe, naruszone z czasem - poczucie bezpieczeństwa, sprawstwa, wpływu i kontroli nad swoim życiem. Potem ogarnia dziecko strach - rodzące się lęki przed nieokreślonym, przed tajemniczym czymś, czego nie jest w stanie opowiedzieć, wyjaśnić i nazwać słowami (wyrazić rodzicowi czy wychowawcy). 

Emocje i samotność blokuje dzieciaka przed wypowiedzią na forum klasowym, wystąpieniem, konfrontacją, odpowiedzią ustną - wreszcie wyrażeniem swojego zdania lub sprzeciwu.
Próbując samodzielnie poradzić sobie z tym trudnym problemem - zderza się ze światem niezrozumienia, ze ścianą obojętności, ignorancją, smutnymi gestami. Czasem - z przyzwoleniem.

Ale jest jeszcze jeden sposób na "przetrwanie", przeżycie. Udawać kogoś, kim się nie jest.

Od czasu do czasu grać: obojętność, inność, lekceważenie lub mieć minę pokerzysty. Czasem - chować się za maską ”dziwaka” czy wyrażać ignorancję dla osób, klasy, grupy - a także mieć wzrok pełen obojętności i pogardy dla maluczkich. To jednak ściema i oszukiwanie samej siebie.
Można mieć nadzieję i marzenia - mieć minę ”bujającej w obłokach” np. artystki, ciekawie ubierającej się, oryginalnej duszy, wolnego człowieka, nie podporządkowanego żadnej popularnej teorii a nawet "klasowej sztampie" (scenariuszowi dla innych 20 osób, w jakim każdy ma rolę i gra... tak jak umie, miota się). Na "scenie życia" ciasnej i stworzonej dla tego jednego. W jakiejś mierze, uniwersalnej przecież i powszechnej. 
Symboliczne przemieszczanie się w ubraniu, zbroi, czasem - omotany w miękki koc...
Można być artystą czy pasjonatem książek, który ”żyje w swoim świecie” i nie podziela zainteresowań innych. Można być miłośnikiem zwierząt, kociarą czy psiarą - która uważa, że zwierzęta są 100 razy lepsze od ludzi. Nie krzywdzą, są wierne.

Tak czy inaczej, z czasem ta osoba oddala się od samej siebie - starając się być niewidoczną dla innych. Po to, by nie narazić się na atak. Tymczasem, tak naprawdę, wciąż szykanowana i prześladowana przez grupę - czuje się bardzo nieszczęśliwa i osamotniona, coraz mniej pewna siebie, coraz mniej ufna. 
To nie sprzyja absolutnie rozwojowi, tworzeniu relacji. Poznawaniu innych, zawieraniu przyjaźni, odkrywaniu siebie - badaniu bezpiecznych granic. Nawet skutecznemu uczeniu się. Byciu w szkole, z tą samą myślą: "po co mi to", "dlaczego muszę tu z nimi być", czy wreszcie: "Chcę uciec stąd daleko, chcę być sama - najlepiej jest mi samej". 
Przywyka. Mylnie postrzegamy to i mówimy "zaakceptowała sytuację", polubiła to "złe" wokół siebie. 

W tej nierównej walce o swój byt w klasie, z narzuconym scenariuszem, sama naprędce przybrana jak w jednorazową maseczkę, w uśmiech. Po zęby uzbrojona, gotowa do boju, do walki, żyje w napięciu, czeka, oczekuje na cios. Na słowo czy na gest skierowany wprost w człowieka. W miękkie podbrzusze.
Maska i zasłona wkrótce nie spełniają już swojego zadania. Osoba staje się coraz bardziej krucha i narażona na policzek, śmiech szyderczy i zimny. Co jeszcze robi grupa? Jak wpływa na człowieka - przeczytaj w kolejnym tekście... 
 

Komentarze

Popularne posty