Damy jej tylko jedną szansę
Strasznie trudno dogadać się z młodymi, pewnie dlatego, że człowiek nie jest wcale słuchany. Mały i duży, i ja - i osoba w której imieniu proszę o pomoc, zrozumienie i wsparcie, wrażliwość, otwartość. Odczytuję to nie jako niezrozumienie, ale czystą niechęć. Nie ja, nie my. Nie nasz problem. Obronę... ale i siłę grupy.
Klasa to jest jednak hermetyczny twór, żadna osoba nie pamięta już jakie trudności ją spotkały. Lepiej przez to szybko i zwycięsko przejść i zapomnieć, jak było, zwłaszcza gdy było trudno. Znaleźć życzliwego. A jeśli będzie to grupa, to zaszyć się w niej jak w kocu, tracąc miano i tożsamość.
Młodzi bronią się przed dawaniem drugiej osobie cienia szansy.
Mowy już nie ma by nakłonić ich do wytrwałości, do poświęcenia, do ofiarowania czegoś z siebie. Nie przekonuje żaden argument, ani to, że jest was więcej, że grupa daje siłę, także tę złą. Można to powtarzać, wiele mówić, ale nie trafia.
Coraz ciężej bowiem trafić dzieciom/ludziom do serca. Do umysłu. Do źródła.
Jak coś denerwuje, budzi niecierpliwość, to jest to "do odrzucenia". Już teraz i natychmiast, bez potrzeby wnikania w treść i w tę trudność. A zwłaszcza, w drugiego człowieka i to, co jest u niego najbardziej mocnym przeżyciem. Boli, w każdej chwili boli. Są takie momenty, że nawet żyć się nie chce, bo tylko połyka się łzy... Całe życie w szkole wydaje się wiecznością, takie 6-7 godzin lekcji i puste, zimne w emocje przerwy... a przecież to dopiero 11-12 lat na karku. Do kilku prześladowców dołączają następni. Grupa rośnie. Czują się mocni...
Przestaje być miło. Kończy się słabiutka, eteryczna i krucha nadzieja.
Każdy ma pretensje, i każdy życzenia, którym nikt nie może sprostać.
Kto pomoże?... Każdy się zasłania niemocą i brakiem cierpliwości i sił, chęci. Pada tylko "nie ja". Kto doda jej wiary, kto polubi, kto pierwszy pokaże, że potrafi? Patrzę, szukam wzrokiem chętnych.
Nie widzę...
Komentarze
Prześlij komentarz