Odwilż

Czas którego nie znoszę, nienawidzę... Jeszcze przed chwilą ulice pełne śniegu, puch wirujący wokół, paraliż komunikacyjny i zaspy... Teraz druga strona bieguna. Roztopy. Wszędzie wokół, daremna walka z szarością. Niby taka pogoda, ale w środku - niezgoda, bunt, smutek czy niepokój. 


Grunt pod stopami... twardy grunt

Trzeba przez to przejść, wytrzymać tę niedogodność. Zgodzić się na mokre zamszowe buty, na brudny samochód. Na kałuże duże i niestety - zobaczyć teraz wyraźnie to, co zamaskował śnieg.

A było tak dobrze zamaskowane, zasłonięte, wybielone... Tak ukryte. Śmieci, papiery, puszki, resztki, złom i plastik, wyrzucone drobiazgi - pogubione rękawiczki i czapki, długopisy i klamerki, drobiazgi... Ulotki, plastikowe karty. Leży teraz wszystko i wygląda nieciekawie. Pomiędzy tym przeskakują ptaki szukając czegoś dla siebie... Krople deszczu próbują poruszyć ten śmietnik. Słońce, przebić tę szarość.

Czasem i my głęboko tak coś ukryjemy, gałazkami zamajimy, zaśnieżamy okolicę, tak przybierzemy tę naszą szarość sztucznymi kwiatami. Jakąś szpetną wstążką. Blaga... Próbujemy dać rys temu, czego nie chcemy zmieniać i nad czym popracować. Oddajemy się, no właśnie... jakiej to aktywności by nie myśleć i nie pamiętać. By czasu już nie poświęcać. Tak nam upływa to życie, ta zima... a potem do morza, do morza...

I znów budujemy oddalenie, albo przynajmniej zaporę, by nie przedostał się nikt. Bo może czegoś chce, bo musielibyśmy coś z siebie wykrzesać, ofiarować, czy też dopuścić możliwość zmiany... O nie, nie w tym wydaniu, nie dziś i nie jutro... Na tę gotowość, na tę odwilż w naszym świecie wewnętrznej zimy przyjdzie nam jeszcze długo poczekać. Na razie - sezonujemy. Trwamy. Oddalamy nieuniknione.  

Komentarze

Popularne posty