Dnia każdego... zniknięcia
DNIA KAŻDEGO... ZNIKNIĘCIA
Zabłękitniało dziwnie niebo i stało się ciut mniej jasne
Nieco przygasłe już, oddzielone grubą linią od wczesnego brzasku
Bez zbytniego blasku
Puste, bez wielkiego
wybuchu Wszelkiego
i Złego
wybuchu Wszelkiego
i Złego
Oddalone już od moich złych myśli
Bez nadziei na cud ocalenia, bez dźwięku
Bez żadnego ludzkiego lęku, i bez jęku
Krwi spływającej z chmur
Wpada, zapada się powoli
W najgłębszą z granatowych toni
I kto pomyślał przede mną inaczej
że tak znika za horyzontem moje słońce
powoli
Jakby zamknąć ktoś próbował w słoju
całe życie gasnące, zimne, woskowe...
I odchodzące - wbrew woli
Jutro lekko wyjdzie z ciemności, o czym nie wie,
aby żyć do woli
w bezmiarze błękitu znów tkwić
Dla nas, choć - bez nas
powoli
Odchodząc - patrzy długo i smutnie
Na naszą moc i niemoc
Na wysiłku owoc
Zniknie jak w zamieci, wśród milionów gwiazd
Coraz chłodniej,
znów ono cicho tonie
zanurza się - choć rozpaczliwie nie chce
Walczy z losem
oszukane, samotne okrutnie, bo wieczne
26.01.2014
Komentarze
Prześlij komentarz