Oddanie się sprawie a poddawanie się

Mówi się czasem o ludziach, że są oddani swojej pracy, swoim wyborom, niosą je - czy kontynuują, oddają się w całości jakiemuś zajęciu - nie dojadają czy nie śpią po nocy... Są prości i naiwni, jak dzieci i tak to przyjmują, tę rzeczywistość, trud, pracę. Wiedzą i rozumieją, że tak trzeba. Wydaje się czasem też, że nie znają umiaru w oddaniu, w realizacji. Powierzają się innym całkowicie, więcej dla nich niż dla siebie starają się zrobić. Często też mają na uwadze bardziej cudze, niż własne dobro, bezpieczeństwo, wygodę, zdrowie...  Są siostrami miłosierdzia, uczniami i małymi braćmi, oddającymi swoje buty i połowę płaszcza potrzebującemu... 

W zadowolenie wprowadza ich dobrze, wzorowo lub perfekcyjnie wykonana praca. Jej efekt - uratowanie kogoś, załatwienie ważnej sprawy, poprawa jakości cudzego życia, wygrana sprawa w sądzie, odniesienie jakiegoś sukcesu w niszowej branży, wynalazek, przełomowe odkrycie... uratowanie planety, zamiast życia - bycie z  jakąś grupą... Skromnie, ale owocnie...

Trudno im się zmienić, tak robili najprawdopodobniej także ich rodzice... Przyjaciele, ci jakich wybierają na towarzyszy losu... Radością dla nich jest praca i wysiłek, to, że w jakimś kierunku zmierzają i z kim są. Karmią się drogą, a nie celem.

Inaczej jest z tymi, co poddają się i idą w zależność, kapitulują... wewnętrznie nie czują oni żadnego niepokoju, wyrzutów. Trochę tak, jak Francuzi oddający Paryż i cały kraj nazistom bez jednego strzału. Bez obrony, bez oporu... Może nawet nie wykorzystując energii serca i swojego rozumu. Nie prosząc o pomoc... Ot tak... 

Czasem dochodzi do takiej pozycji w życiu z wygody czy lenistwa, na wzór innych, poddajemy się jak brzeg morza każdej fali. Zgadzamy się na przypływy i odpływy. Nawet po cichu nie myślimy o buncie, o odmienieniu losu. Nie rozważamy innego scenariusza...

Życie nie jest plażą pełną pisaku, nie jest dziką wydmą... nie jest jedynie brzegiem, rozsypanym przypadkowo zbiorem miliardów ziaren, dni, godzin i minut... 

Ono ma kształt skały - tu i ówdzie kruchej, gdzie indziej trwałej i niezłomnej, czasem nosi ślady stóp, zniszczeń dokonanych przez czas, siłę wody i wiatru, czasem jest tak wyostrzone, nagie jak żyleta... Nosi znamiona samotnej walki, jakiej oddaje się większość z nas bez zachowania sił "na potem". 

Bo czy można myśleć o jakimś "potem"??? 

Życie może zranić, robi to nie przypadkiem, lecz z gruntu - przemyślanie, dogłębnie, musi też kosztować - praca, wysiłek, pot, utracone miłości, uniesienia, marzenia czy emocje jakie nie zostaną wyrażone, słowa niewypowiedziane... 


Jesienny poranek, Podwilk - poszukiwanie słońca listopad 2012

To nas konstytuuje, stanowi wartość i przykład oraz potwierdzenie, że warto było właśnie nam, ludziom dać szansę dorastać. Sięgać ideału... Zawsze. 

Bo inaczej - po co w ogóle żyć??? Rozwijać się i dążyć do celu, iść przed siebie... Po co?

Właśnie tak, nie rezygnując, nie poddając się, nie oddając swego życia w ręce innych ludzi. Biorąc się z życiem za bary...

Nie jesteśmy stworzeniami doskonałymi, ledwie unosimy się nad gruntem.

Czasem tylko, potrafimy się oderwać od ziemi, ale czy sięgniemy nieba??? 

To się dopiero okaże :)).


Komentarze

Popularne posty