Hamulce wewnętrzne

Czasem nic czy niewiele jest w stanie zatrzymać niszczącej siły jaka w nas drzemie, pada najpierw słowo, potem kolejne - niby tego żałujemy, ale niekoniecznie - lub wcale nie. Potem już coraz mniej ludzi z nami rozmawia, nie są już blisko nas... Boją się kontaktu z kimś nieobliczalnym, raniącym, zamkniętym w sobie, nieczułym... 
Czy jeszcze jestem wtedy sobą ale równocześnie - czy mieszczę się w jakiś granicach??? 
Czy panuję nad sobą???

A jeśli tak, to kiedy... Kiedy się boję o siebie, o kogoś czy też - gdy lękam się kogoś...

To nie odwaga, ale wielkie ryzyko, każde rzucone bez refleksji słowo może uderzyć w kogoś, zranić, może oddalić... zepsuć wiele lat starań, relacji, przyjaźni, budowanych intymnych związków czy też - odrzucić miłość. Może odebrać nadzieję, zamknąć nas i odizolować od całego świata... 
Z oddalenia ciężko się wraca, to jak z zesłania... I jeszcze do tego - na własną prośbę.

I czasem zdarzy się na naszej drodze człowiek wyrozumiały, cierpliwy, mądrzejszy... Ten, który wybaczy i wyciągnie rękę. Bo rozumie i zna nasze lepsze i gorsze momenty, chodzi mu też o całego człowieka... Wie, że mamy prawo do różnych, nawet trudnych zachowań.  Taki, człowiek, co to przedkłada dobro innych nad własne, endemit - wymierające stworzenie. Kolejny raz - da nam szansę, ofiaruje jeszcze jedna okazję do próby, do poprawy, do zmiany... 

Zaryzykuje - że może teraz "zaskoczę", że obiecam i nie wrócę do siebie takiego, jakiego boi się pół świata...  Nawet gdy nie mam kagańca, ma odwagę - podejdzie - i przypomni mi, że mam hamulce i muszę bardzo mocno na nie depnąć... 

Bo ta aktywność jest tylko w moich rękach. On da nadzieję i uwierzy, że potrafię...  

Komentarze

Popularne posty